Gdzie Jest Moja Motywacja? cz. II
Gdzie jest moja motywacja? Część II: Skup się na rzeczach małych, a osiągniesz rzeczy wielkie
Jeżeli przeczytałeś pierwszy wpis z serii Gdzie jest moja motywacja dotyczący najpopularniejszych działań destrukcyjnych, to zapraszam Cię do przeczytania kolejnej części. W poprzedniej części mówiliśmy o działaniach, które wykonywane przez nas często nieświadomie, albo w dobrej wierze mają w rzeczywistości zgubny wpływ na przypływ naszej motywacji, oraz osiągane przez nas cele. Jeżeli jesteś pierwszy raz na tym blogu i nie bardzo wiesz o czym mówię, chyba będzie lepiej jak rozpoczniesz od przeczytania pierwszego artykułu z serii – przejdziesz do niego klikając w tym miejscu.
Jak dobrze pamiętasz, serię wpisów dotyczącą poszukiwania zagubionej motywacji opieram troszkę na własnych doświadczeniach, ale głównie na rewelacyjnej, godnej polecenia książce “Mit Motywacji” Jeffa Hadena, którą niedawno miałam okazję (i przyjemność) przeczytać. Jeżeli więc uważasz, że któregoś wątku w tej serii nie wyczerpałam tak, jak powinnam, jeżeli odczuwasz niedosyt treści – śmiało sięgnij po książkę. Uwierz mi, że to, co tu piszę to zaledwie marny ułamek z cennej wiedzy, którą w niej odnajdziesz.
Dziś zajmiemy się podstawami. Dużą część książki autor poświęca na budowanie fundamentu, na którym później można rozpalić ogień motywacji. Twierdzi on (myślę, że słusznie), że to nie ogromne sukcesy powodują przypływ fali motywacji, ale maleńkie, codzienne i najbardziej źródłowe działania, które wykonywane systematycznie i uparcie, nieuchronnie prowadzą nas do osiągnięcia eksperckiego poziomu w swojej dziedzinie i w rezultacie do osiągnięcia sukcesu, jaki automatycznie da nam zastrzyk należytej motywacji.
O jakich działaniach więc mówi? Przyjrzyjmy się…
Naucz się mówić odpowiednim językiem
Przyznaję, że to dość zabawne założenie, ale jak się nad tym głębiej zastanowiłam, trudno nie przyznać temu racji. I nie… daleka jestem od namawiania cię do stawania przed lustrem z bojowym okrzykiem “jestem zwycięzcą”. Nie chodzi tu o mistyczne poszukiwanie sekretu czy prawo przyciągania (które według mnie jest absolutnie opacznie rozumiane).
Krótko mówiąc, chodzi o to, aby w procesie realizacji swojego celu używać komunikatu „jestem” a nie „robię”. Oczywiście nie zmieni to dziejów wszechświata i tego, jak funkcjonuje nasze otoczenie, ale wbrew pozorom nie jest to bez znaczenia. Odpowiednie określanie swojej tożsamości wywoła w nas nie tylko motywację, ale wręcz presję do zachowania się w odpowiedni sposób. To jak budujemy nasze wypowiedzi, w rzeczywistości ma ogromny wpływ na naszą tożsamość i sposób naszego działania.
Jeżeli zatem mówisz „zajmuję się rękodziełem” – automatycznie umieszczasz to na półce czynności, aktywności jakimi się w życiu zajmujesz – tuż obok wieszania prania czy oglądania ulubionego serialu. Działania z tym związane nie wydają się być ani zobowiązujące ani szczególnie motywujące. Jeżeli zamiast tego zaczniesz używać sformułowania „jestem rękodzielnikiem” – wokół tych słów automatycznie pojawia się otoczka wszystkiego, co buduje tą tożsamość. Możesz powiedzieć „sprzedaję swoje prace” (gdzieś tam, czasem, jak nadarzy się okazja) albo „jestem przedsiębiorcą” (wszystkie wykonywane w związku z tym czynności są elementem mojej tożsamości) – nie do przecenienia jest to, jak mocno wpływa to na naszą aktywność.
Uważając siebie za osobę, która coś „robi” podświadomie dajesz sobie jakiś margines do odpuszczania. Jeżeli po prostu „jesteś” tą osobą – nie możesz odpuścić. No bo jak? A największa tajemnica motywacji w tym przypadku jest taka, że po prostu nie musisz jej mieć. Motywacji potrzebujesz wtedy, kiedy coś robisz. Jeżeli „jesteś” – motywacja wydaje się być po prostu zbędna. Jeżeli kimś jesteś to jesteś i już – niezależnie od czynników zewnętrznych.
Nie miej wyboru
Możliwość wyboru to największa pułapka. Nie udało ci się osiągnąć swoich zadań, które miałeś wykonać wczoraj? Nie wywiązałeś się ze swojego planu w ubiegłym tygodniu? A miałeś wybór, żeby tego nie zrealizować? Najwyraźniej tak, skoro tego nie zrobiłeś.
A umyłeś zęby? Ubrałeś się? Dałeś dzieciom śniadanie? Powiesiłeś pranie, które się zrobiło? Dojechałeś do pracy? No właśnie… Na czym więc polega różnica?
Ciekawostką jest, że technicznie rzecz ujmując każdej z tych czynności mógłbyś nie zrobić. Dlaczego wszystko to zrobiłeś tak, jak należało (i najczęściej wtedy, kiedy było trzeba)? Dlatego, że w swojej głowie nie wziąłeś po prostu pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Jest milion czynności, które wykonujesz machinalnie (pośród nich prawdopodobnie większość, których nie znosisz) i można powiedzieć, że za każdym razem odnosisz w ich realizacji sukces. Dlaczego? Bo nie dajesz sobie wyboru.
A jakby tą samą zasadę wprowadzić w realizowanie postawionych sobie zadań? Jakby wyrzucić z głowy opcję, że w ogóle „można” ich nie zrealizować?
Zapomnij o celu
Ha! Ja wiem, że to wydaje się być kompletnie bez sensu, ale znowu – coś w tym jest. Nie tylko mówi o tym ta książka, ale sama również to zauważam, że wiele osób tak bardzo skupia się na dopracowywaniu wizji i precyzowaniu mety, że nie ma czasu zająć się bieżącym dążeniem do tego, żeby do niej dotrzeć.
To według mnie bardzo fajne i cenne spostrzeżenie. Haden mówi o tym, żeby owszem, zdefiniować to, gdzie zmierzamy, następnie jak najbarwniej, ze szczegółami sobie to wyobrazić, określić wszystko, co po drodze, zrobić konkretny plan i… zapomnieć o wszystkim, co wcześniej. Jeżeli będziemy tylko skupiali się na wizji „tam”, nie będziemy mieli zupełnie czasu i energii na koncentrację na tym, co „tu”. Często podświadomie boimy się ruszyć z miejsca, więc stoimy w nim dopieszczając wizję swojego celu w najdrobniejszych szczegółach. Tak się w tym zatracamy, że zapominamy zupełnie, że to nie rozmyślanie o celu i snucie wizji doprowadza nas w rzeczywistości do sukcesu. Mogą to zrobić tylko codzienne działania, które idą w jego kierunku.
Dlatego skup się na bieżących działaniach, procesie i codziennych aktywnościach. Postanów sobie, że do wizji celu będziesz wracać raz na jakiś czas, żeby określić, czy nic się nie w niej zmieniło, a potem natychmiast będziesz tę myśl odkładać skupiając się wyłącznie na tym co masz do zrobienia dziś.
Określ pierwotne źródło
Nie, źródłem motywacji nie jest dążenie do sukcesu – to już ustaliliśmy. Źródłem motywacji są bieżące działania podejmowane w drodze do jego osiągnięcia. Jakie to są działania – to właśnie należy określić. Wbrew pozorom, nie chodzi o działania wzniosłe i ogromne, ale te najbardziej podstawowe – wręcz nawet „pierwotne”.
Jeff Haden podaje przykład człowieka, który chce zostać wielkim komikiem. Jakie działanie go zmotywuje? – takie, które przyniesie mu stopniowe osiągnięcia a w rezultacie ogromny sukces. W jakim działaniu poczuje się prawdziwie spełniony (na danym etapie)? Czy będzie to wyjście na scenę? W to możemy wątpić. Mało tego, jeżeli nie jest gotowy, z dużym prawdopodobieństwem dozna ośmieszenia i upokorzenia i na pewno wywoła to zupełnie odwrotny skutek. O swojej motywacji będzie mógł zapomnieć na długi czas. Udzielanie wywiadów dla magazynów? Do tego jeszcze daleka droga. Robienie tego na początku swojej kariery skończyłoby się pewnie kompromitacją i również na pewno nie dodałoby mu motywacji… Co jest więc takiego, co pozwoli mu osiągnąć absolutnie najwyższy poziom sukcesu w tym, czym się zajmuje? Tym czymś jest tworzenie żartów (tak jak mówiłam – najbardziej pierwotna czynność w danej dziedzinie). To jest właśnie to w tym nasz bohater chce być absolutnie najlepszy i co w rezultacie ma go doprowadzić do osiągnięcia mistrzostwa, a w następstwie tego – do sukcesu. Jak zatem stać się najlepszym autorem najbardziej wyrafinowanych żartów? Ależ to jest oczywiste: należy pisać je codziennie. Oczywiście mamy świadomość tego, że na samym początku ich jakość będzie pewnie pozostawiała wiele do życzenia i droga do osiągnięcia doskonałości będzie (z perspektywy początku) daleka, jednak – jak już ustaliliśmy – tym się nie przejmujemy. Tą podstawową, pierwotną czynność, w której zechcesz się wyspecjalizować – musisz powtarzać codziennie. Po jakimś czasie, patrząc wstecz zobaczysz jaką drogę przeszedłeś. Robiłam to nie raz i możesz mi uwierzyć – na świecie absolutnie nie istnieje nic bardziej motywującego.
Ważny jest proces
Nic nie przychodzi od razu. Im szybciej to zaakceptujesz, tym łatwiej będzie ci utrzymać motywację a przynajmniej jej nie osłabiać. Po rozmowach z wieloma osobami, które odniosły ogromne sukcesy (głównie w sporcie i show biznesie) i pytaniu w jaki sposób udało im się to osiągnąć, Jeff Haden wysnuwa jeden, powtarzający się wzorzec. Każda z tych osób wykonuje swoje działania nie po to, żeby osiągnąć sukces, nie po to, żeby zarabiać miliony czy być rozpoznawalnym celebrytą – każdy z nich robi to, co robi po to, aby krok po kroku stawać się coraz lepszym w tym co robi tu i teraz. Sukces jest niejako skutkiem ubocznym (i to nieuniknionym) systematycznego podejmowania bieżących działań. To nie tylko daje motywację wewnętrzną spowodowaną tym, że czujemy postęp w swoim rozwoju, ale również nieuchronnie prowadzi do ogólnie pojętego sukcesu i spełnienia, gdyż w danej dziedzinie stajemy się po prostu ekspertami. Krótko mówiąc – skupianie się na celu i spoglądanie hen przed siebie przynosi słabszą motywację (i rezultat) niż koncentracja na samym procesie doskonalenia się tu i teraz.
Swoją drogą, takie działanie jest uniwersalną receptą na doskonałość w wybranej dziedzinie. Serio. Wiesz, ja na przykład nie potrafię śpiewać (to znaczy… potrafię oczywiście, jednak wciąż niewiele jest osób, które są w stanie tego słuchać ☺︎). Mój głos żyje własnym życiem, wydaję się niezdolna nad nim panować. Tak sobie jednak myślę, że jakbym dziś zapisała się na lekcje śpiewu i pomimo mojej obecnej niezdolności uczestniczyła w nich codziennie przez najbliższy rok, trzy, pięć. Czy sądzisz, że pamiętałabym jeszcze w ogóle, że kiedyś nie potrafiłam tego robić? Prawdopodobnie po takim czasie regularnej pracy i regularnego powtarzania tej najbardziej pierwotnej czynności – osiągnęłabym nawet bardzo wysoki (jeżeli nie mistrzowski) poziom.
Chcesz więc nauczyć się sprzedawać? Rób to codziennie. Podejmuj próby, wykonuj działania. Za jakiś czas zdziwisz się, że kiedyś sprawiało ci to problem. Chcesz osiągnąć mistrzostwo w swojej technice? Ćwicz ją codziennie. Chodź na szkolenia i warsztaty, ćwicz umiejętności, praktykuj non stop bez wytchnienia – świat o tobie usłyszy. Chcesz zostać mistrzem mediów społecznościowych? Pracuj nad nimi codziennie. Wrzucaj posty, twórz harmonogramy, obserwuj trendy i ucz się nowych technologii. Za jakiś czas uznasz za niemożliwe, żeby nie być w tym najlepszym…
Jak widzisz, wszystko o czym tu mówimy można by zamknąć w jednym stwierdzeniu: skup się na tu i teraz, działaj systematycznie, konsekwentnie i nie myśl co dalej. Nie ma fizycznej możliwości, żeby tak podejmowane, regularne działania nie przyniosły ci żadnego efektu, a wtedy – przypływ potężnej dawki motywacji jest wręcz nieunikniony. A skutki uboczne? Tak! Jest jeden – działając w ten sposób staniesz się ekspertem w swojej dziedzinie choćbyś nawet nie miał pojęcia co robisz na samym początku.
Co więc będzie taką najbardziej podstawową czynnością u Ciebie? Co będziesz robić codziennie, co w rezultacie przyniesie Ci sukces? Co sprawi, że staniesz się mistrzem w swoim fachu? Napisz koniecznie w komentarzu!
2019-08-07 @ 23:55
Cieszę się, że trafiłam na wpis, bo on chyba trochę jest o mnie😯
Wpadłam w taką właśnie pułapkę- skupiłam się na celu, na dopracowywaniu mojej dziwnej wizji, że brakowało już czasu na rzeczy bierzące.
Fatalnie brzmi.
To tak jakby porównać chciwość do ambicji.
Obie prowadzą do zdobycia czegoś, ale inną drogą.
Teraz już próbuję się skupiać na konkretnych rzeczach.
Pozdrawiam i czekam na kolejne , ciekawe wpisy🙂