Mały Może Więcej!
Kiedy mały może więcej? Jak wykorzystać to, że działasz w mikro skali?
Obecnie wszędzie napotykamy trend wzrostu. Rynek stawia na rozwój zawodowy, hustling czy w języku polskim “ciśnięcie” lub “parcie”. Trochę odgórnie zostało narzucone, że żeby w ogóle mówić o sukcesie, trzeba działać szeroko, mieć zasięgi, skalę i zarabiać miliony.
W gruncie rzeczy, wszyscy rozpoczynamy w tym samym punkcie – w punkcie “zero”. Wszyscy rękodzielnicy rozpoczynamy od hobby, pasji, tworzenia tak sobie do szuflady, albo ewentualnie upominków gwiazdkowych dla rodziny. Potem zaczynamy zastanawiać się, co z tym dalej zrobić. Publikujemy pierwsze prace, szukamy pierwszych klientów… Nie wiadomo kiedy podejmujemy współpracę z galeriami i zaczynamy tworzyć w co raz to większych ilościach. W pewnym momencie zatrudniamy pierwszych pracowników, potem kolejnych. Przekształcamy się w spółkę i tworzymy departamenty z dyrektorami na ich czele…
Ale, czy na pewno? Czy to jest jedyna droga?
A jakby tak od razu postanowić, że chcemy zachować ten swój mikro-charakter, że owszem, dążymy do zarobienia pieniędzy, ale nie muszą to być miliony a nam w zupełności wystarczy pozostanie małym przedsiębiorcą? Czy jeżeli tak myślisz i tak właśnie chcesz, to oznacza, że coś jest z tobą nie tak?
Oczywiście, że nie – wiedziałam o tym od zawsze. Jednak przeczytanie książki “Firma czyli Ty” Paula Jarvisa tylko mnie w tym utwierdziła. Nawiasem mówiąc, bardzo ją polecam – nie tylko właścicielom działalności gospodarczej, ale również tym, którzy dopiero swoją drogę rozpoczynają, albo dziajają w ramach działalności nierejestrowanej. Książka jest warta uwagi każdej osoby, która chce osobiście tworzyć swoją firmę i markę i nie ma ambicji, że kiedyś powstanie z tego fabryka…
No więc do dzieła. Poniżej przedstawiam 10 argumentów przemawiających za tym, że czasami warto być mikrusem i nie, nie mówię tu wcale o tym, że możesz pracować w piżamie otoczony kotami, chociaż przyznasz, że to również przeogromna zaleta 😉
1. Możesz sprawdzać, próbować i eksperymentować,
Dopóki działasz samodzielnie i nie jesteś za nikogo odpowiedzialny, masz większe pole manewru jeśli chodzi o podejmowanie ryzykownych decyzji.
Oczywiście, zawsze liczysz się z tym, że coś może pójść nie tak, ale wtedy oberwiesz tylko ty i to na tyle boleśnie, na ile sam się zdecydujesz. Nigdy nie będą to twoi pracownicy, którzy uzależnieni od ciebie wykonują swoje zadania i czekają na uczciwe wynagrodzenie. Nawet najgorszy scenariusz jaki mógłby się tobie przytrafić, nawet jakbyś miał w wyniku fatalnej decyzji stracić wszystko co masz – uwierz mi, że to jest nic w porównaniu z poczuciem odpowiedzialności wobec pracownika, dla którego (i być może jego rodziny) jesteś chlebodawcą i musisz mu powiedzieć, że nie masz z czego zapłacić mu za jego pracę i przez twoją złą decyzję on i jego bliscy zostają bez środków do życia. To już nawet nie chodzi o pieniądze. To chodzi o etykę i bycie dobrym człowiekiem. Nie wiem jak ty, ale ja po czymś takim nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz.
2. Możesz poznać swoich klientów
Kiedy masz ich niewielu, możesz z każdym jednym naprawdę, szczerze i serdecznie porozmawiać. Ciesz się tym i korzystaj póki możesz, bo to nie trwa wiecznie! Kiedy masz dużą firmę, która obsługuje tysiące (albo chociaż setki) osób miesięcznie, choćbyś miał największe chęci – nie masz już aż tyle czasu, żeby każdemu ze swoich klientów go poświęcić i z prawdziwą empatią wsłuchać się w jego słowa i potrzeby.
To z kolei jest niezbędne dla ciebie, twojej firmy i tego, żeby twój produkt był po prostu najlepszy i bezkonkurencyjny. Dzięki temu, że masz czas rozmawiać ze swoimi odbiorcami możesz tworzyć taką ofertę, która jest idealnie szyta na miarę ich potrzeb.
Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że to jest właśnie to, co najmocniej kocham w byciu mikro i co powstrzymuje mnie od robienia marketingu opartego na szerokich zasięgach już teraz. Jest co prawda taki cichy głosik w mojej głowie, który sugeruje mi, że jakbym zainwestowała, jakbym możliwie najszerzej zakroiła marketing i sprzedaż i skupiła się na docieraniu do jak największej ilości osób – na pewno przełożyłoby się to na spory zysk finansowy. Ale czy ja tego chcę? Czy ja chcę tysiąc pustych dusz, z którymi nawet nie zdołam się przywitać? Masę ludzi, których nawet nie będę miała szansy zapytać, czy mój produkt był im w ogóle potrzebny? O których nie dam rady dowiedzieć się kim są, czego potrzebują i co tam słychać u ich synka bo wiem, że był w szpitalu z podejrzeniem wyrostka? Czy jeżeli miałabym taką masę klientów to w ogóle wiedziałabym, że czyjś synek jest chory? Czy w ogóle by mnie to interesowało? Czy moi klienci byliby mi w ogóle bliscy? Obawiam się, że nie, albo przynajmniej nie tak bardzo. Taką relację można stworzyć tylko wtedy, jeżeli jesteś ze swoim klientem jak człowiek z człowiekiem – co jest trudne, albo nawet niemożliwe, kiedy jesteś jednym człowiekiem, który stoi przed tysiącami…
Kiedyś będę pewnie sięgała szerzej – to nieuniknione, kiedy się rozwijamy. Ale już teraz wiem, że będzie mi bardzo brakowało tego super, prawdziwego i ludzkiego kontaktu z każdym moim klientem i że na ile starczy mi sił i możliwości – tak długo będę to jak najbardziej pielęgnowała.
3. Rozwijasz się jak kula śniegowa i masz silne fundamenty
Ten punkt nieco zazębia się z poprzednim i również nawiązuje do budowania relacji. Pojedynczy klienci, którym poświęcasz czas i swoje szczere zaangażowanie, chętnie polecają cię innym i nie jest to wymuszone na zasadzie „przyprowadź znajomego, dam ci kasę”. To są szczere polecenia, automatycznie przekazany kredyt zaufania, którego nie musisz już za każdym razem na nowo budować.
To z kolei działa jak kula śniegowa. Nie dzieje się od razu, ale stopniowo daje ci przeogromny potencjał na rozwój, który w pewnym momencie trudno ci będzie zatrzymać! Zobacz co na to mówi matematyka: wyobraź sobie, że twój zadowolony klient poleci cię jedynie dwojgu swoim najbliższym znajomym opowiadając im jaką super robotę robisz. Czy dwoje znajomych to dużo? Dla mnie wcale! Kiedy jestem z czegoś zadowolona, zazwyczaj dowiadują się o tym dziesiątki osób z mojego otoczenia! Załóżmy jednak, że ograniczamy się do minimum – tylko do dwojga znajomych – dzięki temu po chwili masz już troje zaangażowanych i mniej lub bardziej ufających ci fanów. Jeżeli tylko nie zawiedziesz ich zaufania (najlepsze jest, że nie musisz już specjalnie walczyć o jego zdobycie), każdy z nich przyprowadza ci kolejną dwójkę, a więc w sumie to już siedem osób. Jeżeli w ciągu roku łańcuchowo każdy z nich przyprowadzi ci tylko dwie osoby, zakładając, że zrobi to tylko jeden raz, oraz, że ci przyprowadzeni znajomi będą się do ciebie zgłaszać tylko jeden raz w miesiącu, to po pół roku masz w swojej bazie już 63 ufających ci klientów lub obserwatorów a po roku jest ich aż 4095!
Oczywiście nie działa to od razu, wymaga to systematycznego, konsekwentnego (i przede wszystkim szczerego) budowania relacji z każdą osobą, a co więcej niestety muszę przyznać, że powyższe obliczenie jest nadmiernie optymistyczne… Prawdą jest, że jeden klient przyprowadzi ci ośmiu innych a dwudziestu kolejnych nie podaruje ci nawet minuty ze swojego życia na wystawienie rekomendacji na twoim facebooku. Co począć… Trzeba się z tym pogodzić, nie popędzać i konsekwentnie tę swoją śnieżną kulę oblepiać dobrym wrażeniem i prawdziwą wartością, jaką mamy do zaoferowania.
Warto wspomnieć tutaj o jeszcze jednej bardzo istotnej niesprawiedliwości… O ile budowanie sieci pozytywnej rekomendacji działa wolno, mozolnie i niekoniecznie sprawiedliwie, o tyle rozprzestrzenianie się opinii negatywnej działa jak wirus, który w mgnieniu oka może stać się epidemią. Warto mieć to na uwadze, kiedy zdecydujesz się obrazić swojego klienta, zamiast po prostu przełknąć swoje ego, przyznać mu rację (możesz jak w przedszkolu skrzyżować za plecami palce – to pomaga 😉 ) i po prostu ominąć go szerokim łukiem i odejść w swoją stronę…
A jak to wygląda u dużych graczy? Wbrew pozorom gorzej. Oczywiście, szeroko zakrojony marketing, promowane reklamy i inne narzędzia działają jak sieć rybacka i dobrze ustawione zgarniają mnóstwo osób w kierunku twojej oferty, ale jak to z każdą siecią bywa – obok kilku dorodnych ryb łowią także mnóstwo puszek i glonów. Tak wyłowioną grupę potencjalnych odbiorów musisz odsiać, zapoznać ze swoim produktem, zbudować z nimi relację, zaoferować sprzedaż – jednym słowem przeprowadzić ich przez cały lejek sprzedaży o którym mówiłam ci w kursie Strategia Firmy Rękodzielniczej. Gromadzenie społeczności w taki sposób jest bardziej przypadkowe, mozolne, bo wymaga więcej twojego zaangażowania w budowanie relacji i zdobycie zaufania, no i po prostu dużo dużo droższe i trudniejsze. Co więcej – pośród takich obserwatorów „z łapanki” bardzo łatwo o postaci negatywne. Hejterzy z polecenia zdarzają się zdecydowanie rzadziej.
4. Nie musisz się nikomu tłumaczyć
Im działalność jest większa i bardziej ustrukturyzowana, tym trudniej o własne decyzje przedsiębiorcy. Już w kilkuosobowym zespole – mimo, że teoretycznie nie masz takiego obowiązku – wypadałoby przynajmniej zapytać jego członków o opinię dotyczącą jakiegoś działania.
Gorzej, jeżeli opinia ta jest zupełnie sprzeczna z twoją… Co wtedy zrobisz? Zadziałasz wbrew sobie i swojemu instynktowi podążając za wolą współpracowników i grzebiąc swoje ambicje? Skorzystasz ze swojego autorytetu „dowódcy”, zrobisz po swojemu i nie obejrzysz się na innych narażając się przy tym na niesmak i frustrację zespołu skierowaną w swoim kierunku? A może w ogóle nikogo nie zapytasz o zdanie, postawisz wszystkich przed faktem dokonanym stawiając na swoim i przyklejając sobie łatkę szefa „dyktatora”?
A już w ogóle najgorzej podejmować decyzje, kiedy rozwiniesz się na tyle, że „pod sobą” masz departamenty wraz z osobami, które nimi zarządzają. Ten cudzysłów jest nieprzypadkowy – wprawdzie formalnie takie osoby tobie podlegają, jednak w praktyce, kiedy wpadniesz na jakikolwiek pomysł, jego wdrożenie wymagać będzie uzyskania szeregu zgód, podpisów, akceptacji szefa produkcji, działu prawnego, rozwiązania konfliktów pomiędzy działem marketingu a departamentem finansów… Uff na szczęście (wbrew pozorom), tylko nielicznie działalności rękodzielnicze na całym świecie rozrastają się do aż takich rozmiarów i w większości, każdy z nas jest takim „człowiekiem orkiestrą” i na długo pozostaje przy działalności jednoosobowej albo najwyżej buduje niewielki zespół, bo taka wielka firma, to wcale nie jest bajka…
Póki jesteś mikro, korzystaj z przywileju, że nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. Możesz robić to, co ci się podoba i to, z czym nikt inny nie musi się zgadzać czy popierać, a po konsultacje swoich pomysłów sięgasz tylko wtedy, kiedy sam o tym zadecydujesz!
5. Możesz skupić się na udoskonalaniu produktu
Im większa jest twoja działalność, tym więcej masz obowiązków, większą skalę działań i naturalnie mniej czasu na rozmowy. No nie oszukasz tego… Dzięki temu, że pozostajesz w skali mikro – możesz pytać i słuchać swoich klientów, poznawać ich prawdziwe potrzeby, rozmawiać o ich problemach, które być może będziesz potrafił rozwiązać, no i oczywiście poświęcić mnóstwo czasu na nieustanne udoskonalanie swojej oferty i stawanie się po prostu najlepszym.
Kiedy masz dużo klientów i zamówień, jesteś zmuszony weryfikować, które sugestie klientów weźmiesz sobie do serca, a które odpuścisz, bo po prostu nie zdążysz ich wszystkich wdrożyć. Musisz zastanowić się, czy opłaca ci się ulepszać produkt, który jest już w masowej sprzedaży – zmienianie go, kiedy wielka machina ruszyła bywa naprawdę niełatwe. Czasem lepiej zostawić go niedoskonałym, takim jaki jest i nie generować dodatkowych problemów. W skali mikro to żaden problem – sprzedałeś trzy produkty, klienci zgłosili uwagi – czwarty, piąty i szósty robisz lepsze. Dotrą do Ciebie kolejne sugestie – poprawiasz dalej – w skali mikro łatwiej dążyć do doskonałości!
6. Nie musisz udawać ani szukać roboty na siłę
W każdej branży, niezależnie od jej skali pojawiają się okresy mniej lub bardziej pracowite. Pamiętam ze swojej przeszłości, że moim największym problemem w zatrudnieniu pracownika był czas, kiedy musiałam wypłacać mu należne wynagrodzenie zupełnie nie mając dla niego nic do zrobienia. Jako firma czekaliśmy na zielone światło od paru instytucji. Nie wchodząc w szczegóły, w świetle prawa nie mogliśmy prowadzić przez kilka tygodni działań sprzedażowych ani marketingowych. Przez pierwszych kilka dni starałam się wygrzebać mu jakieś stare tabelki, które kiedyś miały zostać wypełnione, ale nie było na nie czasu. Wypełnił je jak się okazało – za szybko. Znów musiałam coś wymyślić. Spontanicznie wymyślałam materiały, które miał wykonać na przyszłość. Wykonał – jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie, bo nigdy się nie przydały… A w pewnym momencie musiałam pogodzić się z tym, że płacę mu za nic. To nie była jego wina, że nie miał co robić, a umowa była umową…
Prowadząc jednoosobową działalność nie masz tego problemu. Masz zamówienia, to je realizujesz. Nie masz – skupiasz się na pozyskaniu klientów. Skończysz to, co masz do zrobienia i z jakiegoś powodu nie masz nic innego? Rewelacyjnie! Możesz poczytać książkę albo iść z dziećmi do parku. Nie musisz przed nikim udawać, że pracujesz.
7. Możesz uczyć się na błędach w ukryciu
To nie tak, że jak jesteś mikro to popełniasz błędy, a duży już tego nie robi. Nieprawda! Duże firmy też to robią! Różnica jest tylko w tym, że tobie wolno je popełniać i nikt nie ma ich tobie za złe.
Wiesz ile razy wysłałam newsletter bez załącznika? Albo przy pierwszej wysyłce kursu Strategia Firmy Rękodzielniczej ze zmęczenia pisałam „Cześć Aneto” pisząc do Kasi? Jako mikroprzedsiębiorca, mogłam szybko ugasić ogień i nie bać się, że wybuchnie z niego pożar…Wysyłałam szybko korektę, przeprosiłam za błąd, pośmiałam się z samej siebie i nic się nikomu nie stało. Podejrzewam, że już po godzinie nikt tego nie pamiętał. Jak dwa miesiące temu sieć sklepów Żabka wysłała do swoich klientów newsletter z błędem w kodzie imienia to do tej pory zrzuty ekranu krążą po internecie i wiadomo, że jeszcze długo będzie to wyciągane przy różnych okazjach.
Tak to właśnie wygląda – dopóki jesteś mikro – nikt się tobą nie przejmuje dłużej niż kilka sekund, zanim nie trafi na kolejną sensację. Nikt nie pamięta twojego potknięcia czy błędu. Kiedy stajesz się duży, tracisz na to wszystko przyzwolenie. Każde twoje najmniejsze potknięcie będzie wielokrotnie mielone, rozwałkowywane i zgniatane w kulkę, żeby móc powtórzyć ten proces. Im większą marką się staniesz tym większą przyjemność ludzie będą odnajdywać w nacieraniu się twoim najdrobniejszym niewłaściwym krokiem…
Zrelaksuj się więc, popełniaj więc spokojnie swoje błędy, wyciągaj z nich wnioski i się ucz dopóki jeszcze jesteś niewidoczny.
8. Brak zobowiązań finansowych
Będąc dużą firmą zawsze musisz się z czegoś spowiadać. Albo masz współudziałowców, albo zewnętrznych inwestorów, którzy gotowi są śledzić każdy twój krok. Co więcej, jesteś zmuszony do korporacyjnego wręcz „robienia wyników” i liczenia słupków. Swoją drogą, jeżeli korzystasz z finansowania zewnętrznego, nadajesz wszystkiemu jak największe obroty, żeby możliwie najszybciej uciec od zobowiązania. Presja i wypalenie zawsze idą w parze. To nie wróży nic dobrego…
Będąc małym rękodzielnikiem, chcesz co prawda zarabiać, ale nie masz ku temu sztucznego ciśnienia. Robisz wszystko, starasz się jak potrafisz, ale jak nie zarobisz, to nikt cię nie będzie z tego rozliczał! Chociażby z tego względu warto docenić swoją mikro-skalę.
9. Łatwiej jest zrobić małą strategię
Jeżeli znasz mój kurs Strategia Firmy Rękodzielniczej to wiesz, jaka to jest potężna dawka wiedzy! Powiem więcej. Materiał ten może wzbudzać nawet przerażenie, ponieważ dla niektórych, jest to przeogromna porcja wiedzy, elementów, które składają się na prawidłowe działanie firmy. Wiem, że niektórych może nawet przytłoczyć…
Pomyśl teraz, że ta Strategia, której uczyłam Cię w kursie, te 130 stron podręcznika i 40 stron zeszytu zadań, dotyczą zaledwie strategii mikroprzedsiębiorstwa, a nawet nie mikro, a „nano” działalności nierejestrowanej! Jeżeli twoja działalność byłaby większa, zaproponowana przeze mnie strategia byłaby jedynie kroplą w morzu tego, o czym musiałbyś pamiętać.
Z drugiej strony – bycie małym podmiotem pozwala na bardzo dużą elastyczność w zmianie tej strategii, kiedy w międzyczasie okaże się nietrafiona albo niedopracowana. Na pewno domyślasz się, że im większa firma tym jest to bardziej skomplikowane.
10. Możesz zachować prostotę. Mikro-firma to mikro-koszty.
Jako jednoosobowy przedsiębiorca decydujesz co jest ci niezbędne, żeby generować swój dochód, co potrzebne ale da się bez tego żyć, co by się przydało, a co jest zwykłą fanaberią i rozrzutnością. Jeżeli wystarcza ci stara drukarka, lampka związana sznurkiem czy tacka na dokumenty zrobiona z pudełka po butach – to jest twoje prawo. Jeżeli jeszcze możesz dzięki temu mieć większy zysk w firmie, albo przynajmniej oszczędzić na zbędnych kosztach – doskonale!
Jeśli prowadzisz większą działalność (znowu) musisz liczyć się z potrzebami swoich współpracowników i tych, które wynikają z samego wzrostu. Być może ty uważasz, że zakup najnowszego oprogramowania do księgowania faktur nie jest niezbędny, bo radzicie sobie świetnie w excelu, czy krzesło z którego poodpadały kółka nie jest tym, na którym nie da się siedzieć, ale licz się z tym, że dopadną cię w końcu szpony frustracji twoich współpracowników i prędzej czy później będziesz musiał kupić to i owo. Choćbyś najbardziej chciał to powstrzymać – rozwój firmy zawsze ciągnie za sobą dodatkowe inwestycje i koszty.
Podobnie jest chociażby z marketingiem. Mała, jednoosobowa działalność wydaje na promowanie swoich produktów od kilkudziesięciu do kilkuset złotych miesięcznie. Duża firma musi dysponować dużym budżetem reklamowym – czasem sięga on nawet dziesiątek tysięcy.
Jeżeli myślisz teraz: Genialnie! Od teraz już zawsze będę drobnym „ciułaczem,” nigdy w życiu nikogo nie zatrudnię i będę hamował swój rozwój, bo Wierzchowiecka mówi, że tak jest lepiej – poczekaj! Dla równowagi, następny artykuł jaki napiszę będzie dotyczył zalet bycia większym. To pozwoli ci obiektywnie spojrzeć na obie możliwości i podjąć najlepszą dla siebie decyzję.
A może w swojej działalności rękodzielniczej (nie ma znaczenia czy rejestrowanej, czy nie) odnajdujesz jeszcze inne zalety pozostania „mikro”? A może rozwinąłeś się już na tyle, że w twojej firmie są i pracownicy i budżety i inne elementy charakterystyczne dla większych podmiotów? Może zechcesz podzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat? Napisz koniecznie w komentarzu!